wtorek, 1 marca 2016

Chapter II

Madeline od dłuższego czasu zajęta była czytaniem książki w międzyczasie sącząc chłodny napój i raz na jakiś czas rzucając okiem na ogród. Słońce powoli chyliło się już ku zachodowi sprawiając, że drzewa i krzewy rzucały coraz dłuższe cienie pogrążając gęsty trawnik w półmroku, a niebo zaczynało przybierać czerwonawy kolor. Zamknęła książkę, odłożyła ją na bok i przegarnęła palcami swoje ciemne włosy. Westchnęła. Życie jedynaczki wcale nie jest takie cudowne jakby się wszystkim wydawało. Kiedyś sama cieszyła się, że nie ma rodzeństwa i wszystko skupia się na niej. Jednak co jej z tego przyszło? Może i jest oczkiem w głowie rodziców, jednak ci tak bardzo pochłonięci są pracą by zapewnić jej dobre życie, że dla niej samej już nie mają czasu.
A ona zostaje sama.
Wzięła do ręki szklankę i upiła łyk soku, po czym odstawiła go z powrotem na niewielki stolik tuż obok talerzyka, na którym jeszcze jakiś czas temu były babeczki. Z zamyśleniem wpatrywała się w zachodzące słońce. Ułożyła się wygodniej na leżaku i zdjęła okulary przeciwsłoneczne. One również wylądowały na stoliku zajmując miejsce czekoladowych pyszności, które stały się wspomnieniem. Miała wrażenie, że każda minuta spędzona w samotności dłuży się w nieskończoność.
Słońce coraz bardziej zbliżało się do linii horyzontu i z każdą chwilą było coraz niżej. Wiedziała, że zaraz schowa się za drzewami. Wiedziała też, że już niedługo ten dzień się skończy. Koniec każdego dnia budzi nadzieję na nowy, lepszy dzień. Ale czy tak miało być? Nie. Madeline doskonale wiedziała, że nadzieja jest matką głupich. Nie wierzyła w lepsze jutro. Dzień jak co dzień - myślała. Podniosła się i zabierając książkę oraz okulary, wróciła do domu.
Zamykając za sobą szklane drzwi prowadzące na taras, ogarnęło ją chłodne powietrze płynące z klimatyzatora, sprawiają, że jej ciało przebiegł dreszcz. Przestronny salon z kamiennym kominkiem i przeszkloną ścianą, jaka oddzielała pomieszczenie od ogrodu, tonął w półmroku. Nie zapalając światła podeszła i usiadła na kanapie obitej białą skórą. Cisza napierała na nią z każdej strony, ale nie była w nastroju, żeby włączyć telewizor, albo choćby radio.
Samotność skłania do myślenia i tak było zawsze. A jej wydawało się, że nie ma już o czym myśleć. Spędziła tyle dni i wieczorów sam na sam ze swoimi myślami iż miała wrażenie, że wyczerpała wszystkie. Przez chwilę bezmyślnie wpatrywała się w niedopałki drewna w kominku, ledwo widoczne w otaczającym ją półmroku. W końcu wstała i zrezygnowana poszła na górę, do swojego pokoju, przecinając i zostawiając za sobą salon o podłodze w białym kolorze, połyskującej w ostatnich promieniach słońca, które przebijały się przez gałęzie drzew.
Kiedy przekroczyła próg pokoju, rozejrzała się. I tutaj, ostatnie promienie słońca tańczyły na pastelowych ścianach i jasnych panelach. Westchnęła i opadła na łóżko. Co to za życie, w którym ma się za dużo czasu? Co to za życie, w którym masz czas dla wszystkich i czujesz, że możesz wiele zrobić, jednak świadomość, że nikt nie ma czasu dla ciebie, skutecznie zniechęca cię do wszystkiego?


***


                Zrezygnowana kątem oka zerknęła na telefon leżący niedaleko niej, po czym wzięła do ręki czarne urządzenie, żeby po raz kolejny sprawdzić godzinę. Noc minęła, a w jej pokoju z każdą chwilą robiło się coraz jaśniej i nawet ciemne rolety nie były w stanie całkowicie powstrzymać promieni słonecznych, które próbowały przebić się przez materiał, przez co w pomieszczeniu panował przyjemny dla oka i umysłu półmrok. Kiedy jednym przyciskiem podświetliła ekran telefonu i zobaczyła, że zegarek wskazuje siódmą rano, jęknęła. Nigdy nie była typem rannego ptaszka i zawsze wolała spać minimum do dziesiątej, jednak przez całą noc coś nie dawało jej zasnąć.
                W ciszy jaka panowała w całym domu usłyszała odgłos kroków. To na pewno mama – przemknęło jej przez myśl. Zawsze wstawała godzinę wcześniej, żeby zdążyć się „ogarnąć”, ale mimo tego i tak za każdym razem brakowało jej czasu, a potem w pośpiechu wychodziła z domu zwykle o czymś zapominając. Dźwięk łyżeczki do kawy upadającej na podłogę wyłożoną błyszczącymi płytkami... Znała te odgłosy bardzo dobrze. Mama codziennie się spieszyła, a tata raz na jakiś czas upuścił coś na podłogę. Ich typowa poranna krzątanina.
                Madeline przekręciła się na drugi bok chowając twarz w miękkiej poduszce, chcąc odciąć się od życia , które toczyło się za drzwiami i od zapachu kawy, który drażnił jej nozdrza. Tego dnia nie miała ochoty wychodzić z łóżka, choć wiedziała, że nie uśnie.
                Ponownie zerknęła na telefon, a zaraz potem przeniosła wzrok na laptopa stojącego na biurku przy oknie. Za każdym razem, kiedy próbowała odpędzić od siebie myśli o nieznajomym, te wracały do niej ze zdwojoną siłą sprawiając, że w jej głowie pojawiało się nie tylko miliony myśli na ten temat, ale i setki teorii spiskowych. Najlepiej by było, gdyby w ogóle nie napisał – pomyślała zrezygnowana. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej to wszystko wydawało jej się bez sensu. Skoro ten ktoś ją znał, wie coś o niej, to dlaczego nie wybrał innej formy zawarcia znajomości?
                Westchnęła głośno. Doszła do wniosku, że to wszystko w ogóle nie ma sensu. Rozmowa na czacie nie ma sensu. Te huśtawki nastrojów, jakie ostatnio miała też nie miały sensu. Poczucie osamotnienia? Też nie miało sensu! No bo jaki mogło mieć? Może i rodzice pracowali ciężko od rana do wieczora, ale z drugiej strony, przecież nie miała już dziesięciu lat, tylko prawie drugie tyle! Najwyższy czas przestać użalać się nad sobą. To co było, nie wróci – teraz może być tylko lepiej, ale nic takiego się nie stanie, dopóki ona sama niczego w tym kierunku nie zrobi. Leżenie w łóżku przez cały dzień też nie miało sensu, dlatego postanowiła zebrać swoje „zwłoki” z łóżka i wziąć się w garść.
                W jednej chwili poczuła przypływ energii. Poczuła, że może zrobić wszystko. Przeciągnęła się, ziewnęła potężnie i przeczesując palcami potargane włosy, pomaszerowała do łazienki.
                Pomieszczenie przylegające do jej pokoju, odgrodzone jedynie drzwiami, było niewielkie, jednak urządzone według jej pomysłu i należało tylko do niej. Całość była zachowana w delikatnych, bladych ale ciepłych kolorach. Płytki, którymi była wyłożona podłoga, miały blado-żółty kolor i zawierały w sobie drobinki, które mieniły się w promieniach słońca. Za każdym razem, kiedy na nie patrzyła w myślach pojawiał się obraz piasku na plaży i tym razem byłoby tak samo, gdyby nie porozrzucane ubrania. W prawym rogu, najbliższym wejścia, stała toaletka, na której leżały wszelkiego rodzaju kosmetyki. Co prawda każdy z nich powinnien mieć swoje miejsce, jednak wszystko porozrzucane było na całej szerokości blatu, a lusterko umazane było szminką w trzech różnych kolorach, co było pamiątką po ostatnim babskim wieczorze, kiedy razem z Annie i Caroline wypiły więcej wina niż powinny. Poza tym pomieszczenie wyposażone było we wszystkie niezbędne elementy, które powinny być w łazience, a w centrum stała prosta, owalna wanna, na której wisiał bladoróżowy ręcznik. I szlafrok. I koszulka. I jeszcze kilka innych części garderoby niemożliwych do zidentyfikowania.
                Madd pokręciła głową. W przeciwieństwie do idealnego porządku, jaki panował w całym domu, jej pokój i łazienka… cóż, daleko im było do ideału. Jedyny bałagan w całym tym uporządkowanym i czystym domu był oznaką tego, że ktoś w ogóle tam mieszka.
                Podeszła do wanny, wzięła wszystkie ubrania i przeniosła je do białego kosza przeznaczonego na pranie i w jednej chwili wanna znowu była nienagannie czysta. Odkręciła wodę i wróciła do pokoju po telefon. Zegarek wskazywał ósmą rano. Nadstawiła uszu, ale nie licząc szumu sowy dochodzącego z łazienki i szmeru jej oddechu, nic nie słyszała. W domu znowu panowała cisza, a ona nawet nie zauważyła kiedy została sama. Ponownie zerknęła na urządzenie, które trzymała w dłoni i bez dłuższego namysłu wyłączyła je. Nie miała ochoty na rozmowy z kimkolwiek, dlatego wyłączenie telefonu wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Uśmiechnęła się pod nosem, odłożyła przedmiot na biurko i poszła do łazienki.
                Od zawsze uwielbiała wodę, a długie kąpiele uspakajały ją, odprężały i na swój sposób pomagały jej oczyścić umysł, w którym nie raz roiło się milion myśli. Zanurzyła się w wodzie i oparła wygodnie przymykając powieki. Kątem oka zerknęła na porozrzucane rzeczy. Poczuła, że to jest właśnie ten dzień, kiedy wszystko posprząta i poukłada, choć nigdy nie przepadała za porządkami.
                Pomysł przyszedł szybko, ale żeby się jeszcze szybciej nie rozmyślić, przyspieszyła kąpiel i już po kilku chwilach owijała ciało miękkim ręcznikiem w brzoskwiniowym kolorze, a drugim suszyła ociekające wodą włosy. Wróciła do pokoju, a swoje kroki od razu skierowała do szafy, która zajmowała sporo miejsca. Rzuciła ręcznik, którym jeszcze chwilę wcześniej suszyła włosy, na łóżko i otworzyła drzwiczki, a jej oczom ukazał się bałagan, gorszy niż ten w łazience. Wyciągnęła ze środka czarne krótkie spodenki i szarą bluzkę na ramiączkach. W końcu do sprzątania, nic lepszego nie było jej potrzebne. Zanim się ubrała, szybko zamknęła szafę. Co prawda udało jej się stamtąd wyciągnąć ubrania, ale nie miała pewności czy reszta nie wypadnie i nie rozsypie się u jej stóp. Postanowiła, że porządki w szafie zostawi na sam koniec, kiedy upora się z wszystkim innym.
                Im więcej czasu mijało, tym więcej prac wykonała i po południu wszystkie blaty błyszczały, książki były równo ustawione, kosmetyki leżały na swoich miejscach, a lusterko lśniło. Na podłodze nie leżała już żadna zagubiona skarpetka, a na wannie nie wisiały ubrania. Wszystko było sprzątnięte jak nigdy wcześniej. Madeline zadowolona z wykonanej pracy, po raz kolejny rozejrzała się dookoła, po czym westchnęła z zachwytem.
                Podeszła do szafy i ponownie ją otworzyła. Przez chwilę zastanawiała się od czego zacząć, aż w końcu doszła do wniosku, że takie zastanawianie się nie ma sensu. Wyciągnęła ręce, złapała niedbale zwinięte ubrania, wyjęła i rzuciła na łóżko. Kiedy już opróżniła wszystkie półki i miała zabierać się za składanie i chowanie ubrań, usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiona wyszła z pokoju i zbiegła po schodach, przez całą drogę zastanawiając się, kto mógł do niej przyjść.
                Podeszła do potężnych drzwi, przekręciła klucz w zamku i nacisnęła klamkę.
                - Nie uwierzysz ile rzeczy udało mi się kupić! – zawołała Annie, kiedy tylko drzwi stanęły przed nią otworem, po czym zadowolona weszła do środka z kilkunastoma kolorowymi torbami w dłoniach, mijając szatynkę.
                - Mnie też udało się coś kupić – Caroline wyszczerzyła się, ale zaraz potem spiorunowała Madd spojrzeniem. – Dzwoniłam do ciebie z milion razy!
                Madeline westchnęła teatralnie zamykając drzwi na klucz.
                - Mi też jest niezmiernie miło, że zaszczyciłyście mnie swą obecnością – prychnęła złośliwie, na co ruda przewróciła oczami.
                - Daruj sobie wstępy – rzuciła z uśmiechem. – Nie chciałaś iść na imprezę, to impreza przyszła do ciebie. Biorę wino i idę na górę, a ty śmigaj po kieliszki i coś słodkiego.
                Szatynka przez chwile patrzyła jak obie jej przyjaciółki wchodzą po schodach i znikają w korytarzu, a ona sama zabrała z kuchni trzy kieliszki do wina i słodkości, które udało jej się znaleźć. Potem szybko podreptała na górę, do swojego pokoju.
                - Niezły pierdolnik!
                - Caroline! – pisnęła blondynka, po czym złapała pierwszą lepszą koszulkę, zwinęła ją w kłębek i rzuciła w jej stronę. – Nienawidzę, kiedy tak mówisz!
                Madeline zamknęła nogą drzwi, a wszystko to, co ze sobą przyniosła postawiła na niskim stoliku ze szklanym blatem. Caroline miała to do siebie, że prawie zawsze mówiła to, co myśli i zdarzało jej się przekląć, co wyprowadzało z równowagi Annie, która unikała takich słów.
                - Ostatni raz poszłam z nią na zakupy! – zawołała ruda otwierając wino.
                Madd zaśmiała się.
                - Mówisz tak za każdym razem – powiedziała dalej się uśmiechając. – I jak zwykle przyszłyście w najmniej odpowiednim momencie!
                - Kochana, żaden moment nie jest dobry, żeby cię odwiedzić, bo wiecznie masz bałagan – westchnęła tamta. – Dlaczego miałaś dzisiaj wyłączony telefon? Wiesz jakie ciacho widziałam? Żałuj, że z nami nie byłaś!
                - O tak! Zobacz tylko co kupiłam! – zawtórowała jej blondynka.
                Madeline wcale nie musiała chodzić z nimi na zakupy, bo za każdym razem obie zdawały jej szczegółową relację z tego co się działo, kogo widziały, co robiły, gdzie były, ile razy Annie była w przymierzalni i ile razy nie mogła się na coś zdecydować, a potem pokazywały jej wszystko to, co udało im się „upolować”. Sama nie przepadała za zakupami i robiła je tylko wtedy, kiedy naprawdę czegoś potrzebowała.
                Wzięła do ręki kieliszek i upiła łyk wina. Uśmiechnęła się. W wielu kwestiach mogły się nie zgadzać, ale wszystkie trzy lubiły to samo słodkie czerwone wino. Przez jakiś czas przysłuchiwała się dyskusji na temat koloru sukienki, który wybrała Annie i chłopaka, który posyłał jej spojrzenia, ale ona go zignorowała, zbyt pochłonięta wyborem koloru. W jednej chwili pomyślała o Nieznajomym z czatu, a serce zabiło jej mocniej. Była ciekawa, czy w jej skrzynce pojawiła się nowa wiadomość, jednak sama jeszcze nie wiedziała czy będzie kontynuować tą znajomość, dlatego postanowiła nic nie mówić przyjaciółkom.
                Co prawda przez cały dzień nie miała ochoty z nikim rozmawiać, ale cieszyła się, że przyszły. Zauważyła, że do tej pory tylko unikała kontaktów z innymi, a potem narzekała na osamotnienie. Nigdy więcej! – pomyślała i upiła kolejny łyk wina.



-----------------------------------------------------------------
Dzisiaj mało dialogów, więcej opisów, co mogło być trochę nudne, bo w zasadzie to nic wielkiego się nie działo. Nie jestem jakoś strasznie zadowolona z tego rozdziału, ale żeby przejść do tego, co sobie zaplanowałam, musimy najpierw przebrnąć przez codzienność :D

Ok, to teraz omówmy wszystko po kolei.

Po pierwsze:
Chcę Wam wszystkim podziękować za te wszystkie komentarze, jakie zostawiliście pod ostatnim rozdziałem! Jestem bardzo mile zaskoczona, że tyle ich było!

Po drugie:
Muszę Was przeprosić za te opóźnienia, jakie miały miejsce. Mam ostatnio strasznie dużo do ogarnięcia, a wizja praktyk nie daje mi spać. Dokumentacja, pisanie pracy... Ogólnie mam bardzo dużo na głowie, dlatego następny rozdział pojawi się prawdopodobnie dopiero za 3 albo nawet 4 tygodnie. Wstępny termin to 18 marca, ale może przesunąć się do 25 marca

Po trzecie:
Zaległości na Waszych blogach. Cały czas staram się wszystko nadrabiać, ale na to też trzeba czasu, jednak myślę, że do końca tego tygodnia uda mi się nadrobić wszystko i odwdzięczyć za te miłe opinie, które zostawiliście u mnie :) Proszę Was tylko o cierpliwość. Ja wszystko czytam, ale nie zawsze mam czas na wystawienie komentarza :)

Po czwarte:
Podstrona już w całości jest skończona, więc możecie śmiało zapoznawać się ze wszystkimi zakładkami :)


To tyle na dziś. Dziękuję, że ze mną jesteście i mam nadzieję, że jeszcze długo zostaniecie!
Do następnego razu kochani! :*

8 komentarzy:

  1. No i jestem. :D Madeline po prostu nie wzbudza narazie mojej sympatii. Wydaje się rozpieszczoną nastolatką, która ma wszystko, ale na siłę chce sobie nawymyslać problemów, chyba z nudów. Ma rodziców, z którymi nie stara się polepszyć stosunkow, ma przyjaciół, z którymi nie chce rozmawiać i narzeka na samotność. Jest okropnie bierna, tylko sobie coś wymyśla w tej głowie. XD Ona tak naprawdę nie ma żadnych problemów, ale boi się wziąć byka za rogi i działać, zrobić coś więcej niż zjedzenie babeczek na pocieszenie. Żeby się pocieszyć mogła zaproponować rodzicom wspólną kolację na przykład... Cokolwiek. XD Może ten nieznajomy ją trochę rozrusza, bo to flak, nie człowiek. :P

    A i jeszcze dodam, że zdarzyły ci się "zdania" bez orzeczenia, może tego nie zauważyłaś. Był taki fragment z dźwiękiem upadania łyżki, gdzie w ogóle nie było orzeczenia i to mi bardzo zgrzytało w uszach. :/ Domyślam się, że pisałaś szybko czy zagapiłaś się i Ci to po prostu umknęło, zdarza się. Wystarczy, że zamienisz to np. na "Łyżka upadła z głośnym brzdękiem." i po problemie. ;)
    Pozdrawiam.

    PS Nie musisz powiadamiać mnie o rozdziałach, wpadam tu co jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem i ja!
    Widzę, że to kolejny rozdział z tych wstępniaków i wprowadzanie do opowiadania. Chyba każdy autor i czytelnik musi przez to przebrnąć, aby wciągnąć się w fabułę, więc nie ma co się martwić. Ja sama przechodzę teraz przez ten okres! :) W każdym razie nie było źle. Opisów dużo, aczkolwiek były one ładne i spójne, więc nie miałam większego problemu z przebrnięciem przez nie, a fanką opisów nie jestem. Na brak czasu ostatnio cierpi każdy, więc głowa do góry, bo nie jesteś sama, a teraz rozdział.

    Madeline jest na razie… Hm, właściwie nie wiem, straszna z niej maruda chwilowo. Ma wszystko, ale rodzice są za bardzo zabiegani. Rodzeństwa nie chciała, a nagle je chce. Przyjaciół ma, ale jak ją odwiedziły to narzekała na nieodpowiedni moment. Dobrze, że pod koniec się zreflektowała i powiedziała, że nigdy więcej uciekania przed towarzystwem! Chyba jest jak typowa kobietka, marudzi bo marudzi, bo chce i bo tak. W każdym razie na pewno zazdroszczę jej pokoju z łazienką i ten, jeszcze chęci do sprzątania. Od dłuższego czasu czekam aż taka wena na porządki mnie najdzie i… Nie ma! Wrócę jeszcze do rodzeństwa, bycia jedynaczką też jej zazdroszczę. Mam dwie młodsze siostry, więc mogę jej oddać — już nie będzie samotna! Nadal ciekawi mnie, kim był ten nieznajomy ktoś z czatu, a wiele o tym się nie dowiedziałam w tym rozdziale. Właściwie to nic, więc pozostaje mi czekać na ciąg dalszy!

    Ode mnie to tyle na dzisiaj.
    Pozdrawiam, CM Pattzy
    http://niewinne-grzechy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No wreszcie się doczekałam! Chciałabym się tak szybko zbierać w sobie, jak Maddie. Z melancholii przeszła od razu do działania, nie roztkliwiając się nad sobą dłużej. Gdyby jeszcze nie wyłączała tego telefonu, to, to już by był naprawdę wielki krok w stronę jej mniej samotnego i odizolowanego "ja". Dobrze jednak, że jej koleżanki wpadły na pomysł odwiedzenia jej bez niczego. Tam, to takie naturalne, żeby przyjść do przyjaciółki bez uprzedzenia - do mnie ludzie dzwonią tysiąc razy czy aby na pewno mam czas. Z drugiej strony, od wizyt tych niechcianych mogę się wtedy wymigać xD
    Mam nadzieję, że Madeline nie zmieni zaraz zdania, tylko dalej będzie brnęła w te lepszą stronę i dopuści do siebie trochę ludzi. Ciekawa jestem jednak dalej, kim jest ten chłopak, z którym pisała? Że też nie wspomniałaś o nim ani słowa w tym rozdziale! Miałam nadzieję, że chociaż częściowo zaspokoisz moją ciekawość.
    No nic, pozostało mi czekać na kolejny, który mam nadzieję, że pojawi się szybciej, niż zapowiadasz i nie będę musiała teraz codziennie Ci gderać, że mogłabyś go już poprawić i wstawić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No w końcu dotarłem :) Terminowość zdecydowanie nie jest moją mocną stroną ale cóż - z tego co pisałaś na końcu to też znasz wszelkie znaczenia słowa "dużo obowiązków" :) Ale do rzeczy - attention! Daruję sobie pisanie, że rozdział był świetny bo to wiesz zarówno Ty jak i ja. Po przeczytaniu prologu i pierwszego rozdziału z góry wiedziałem, że każdy następny będzie dobry i tak oczywiście jest. Fakt, że mniej jest w nim "momentów" a więcej codzienności w niczym nie umniejsza jego rangi - takie rozdziały też są konieczne, bo gdyby wszędzie były same "momenty" to szybko straciłyby cały swój urok. Ciekawe czy postanowienie Madeline, że będzie żyła pełnią życia zostanie z nią na długo. Mam nadzieję, że tak bo zawsze życzę dobrze głównym bohaterom i w jakiś sposób jej też życzę dobrze :) Swoją drogą to zabawne jak potrafimy wczuć się w życie postaci, o której czytamy czy której losy oglądamy na ekranie. Nie wiem czy każdy tak ma ale ja na pewno :) Trzymasz też napięcie bo do tej pory nie poznaliśmy lepiej rodziców Madeline (z wyjątkiem prologu i relacji z umysłu głównej bohaterki) no i przede wszystkim nie dowiedzieliśmy się niczego więcej o tajemniczym osobniku z czatu (czata? nie, chyba odmienia się czatu. Z tego wziąłby się czatownik? Chyba mam trudności z polszczyzną. Mniejsza). Podoba mi się to budowanie napięcia i jedyne czego żałuję to fakt, że czytam blog a nie książkę, ponieważ w książce mógłbym od razu sięgnąć po kolejny rozdział i poznać dalszy ciąg a na blogu muszę czekać. Ale to nic - cierpliwie będę czekał na kolejny rozdział, w wolnej chwili zapraszam też do siebie, ale tak jak pisałem - rozumiem wszelkie obowiązki więc nie ma pośpiechu :) Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny i dużo czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Początek był taki dość mocno filozoficzny, chociaż może nie jest to najwłaściwsze słowo. Raczej bardziej refleksyjny a później motywacyjny. Madeline zdecydowała się wziąć mocno w garść i zmierzyć z życiem, które nie jest dla niej łatwe. Może się to często wydawać dziwne, bo przecież niczego jej na pierwszy rzut oka nie brakuje, ale brakuje jej przede wszystkim bliskich osób. Boję się, że jej entuzjazm i motywacja mogą szybko minąć i główna bohaterka znów pogrąży się w melancholii, ale obym się myliła. No i pozostaje jeszcze kwestia jej rozmówcy z poprzedniego rozdziału. Przez cały czas zaprząta on głowę Madeline, chociaż niczego więcej się na razie o nim nie dowiadujemy. Czy stanie się on pozytywną postacią, czy raczej wręcz przeciwnie? Póki co trudno cokolwiek powiedzieć, ale niedługo się zapewne przekonamy.
    Pozdrawiam,
    Sky.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogłoby się wydawać, że Madeline ma życie usłane różami, lecz tak nie jest. Cieszę się, iż przyjaciółki nie dają jej o sobie zapomnieć, ponieważ z reguły każdy źle znosi samotność. Spokojny ten rozdział, bardzo refleksyjny ze strony Mad, lecz muszą być i takie. Cieszę się, iż postanowiła sppiąć szanowne cztery litery.
    Pozdrawiam,
    http://wzburzone-fale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej. Nareszcie powróciłam do żywych i zamierzam wziąć się do roboty. Dużo z tego rozdziału się nie dowiedziałam, ale mimo to bardzo mi się on spodobał. Bądź co bądź główna bohaterka bardzo przypomina mnie, szczególnie pod względem czystości :)
    Naprawę mi szkoda głównej bohaterki trudno żyć normalnie gdy najbliżsi nie mają dla ciebie czasu to musi być prawdziwa udręka. Dobrze, że przynajmniej ma przyjaciółki. One pomimo, że wydają się być lekko świrnięte podnoszą na duchu :)
    Wydaje mi się, że nasza bohaterka będzie chciała nawiązać jakiś kontakt z nieznajomym, albo nieznajomy z nią. W każdym bądź razie zapowiada się bardzo interesująco. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem i ja ;) W ogóle to przepraszam, że dopiero teraz, ale to był dla mnie dość ciężki czas i trudno mi się było do czegokolwiek zebrać. Ale może dzięki temu nie będę musiała czekać długo na kolejny rozdział?:D

    Mad wzbudza we mnie mieszane uczucia. Potrafię ją zrozumieć, potrafię się w nią wczuć, ale myślę, że w niektórych sprawach może trochę przesadzać. Widać, że w pewnym sensie jest samotna i źle jej z tym, że rodziców często nie ma, ale dlaczego do tej pory im o tym nie powiedziała? Może wystarczyłoby, żeby szczerze z nimi porozmawiała? Czasem niewiele trzeba, by coś zmienić w swoim życiu. Poza tym jej życie naprawdę nie jest złe... Ma przyjaciół, ma dom, ma rodzinę. Wystarczy tylko trochę chęci, by zmienić to, co się popsuło. I podobało mi się to przedostatnie zdanie, że narzeka na osamotnienie, a sama unika kontaktów z innymi. Chyba przyda jej się takie porządne przemyślenie swojego zachowania i zauważenie właśnie takich szczegółów w swoim zachowaniu. No cóż, ja trzymam kciuki! ;D
    A poza tym zazdroszczę jej i tym koleżankom, że mogą sobie tak po prostu wyjść na zakupy i kupić, co chcą xD Też chcę :<
    Bardzo podobają mi się twoje opisy, styl i to jak spokojnie wprowadzasz nas do właściwej akcji. Bardzo niecierpliwie czekam na kolejny! ;*

    I caluję <3

    OdpowiedzUsuń