Madeline od
dłuższego czasu zajęta była czytaniem książki w międzyczasie sącząc chłodny
napój i raz na jakiś czas rzucając okiem na ogród. Słońce powoli chyliło się
już ku zachodowi sprawiając, że drzewa i krzewy rzucały coraz dłuższe cienie pogrążając gęsty trawnik w półmroku, a niebo zaczynało przybierać czerwonawy
kolor. Zamknęła książkę, odłożyła ją na bok i przegarnęła palcami swoje ciemne
włosy. Westchnęła. Życie jedynaczki wcale nie jest takie cudowne jakby się
wszystkim wydawało. Kiedyś sama cieszyła się, że nie ma rodzeństwa i wszystko
skupia się na niej. Jednak co jej z tego przyszło? Może i jest oczkiem w głowie
rodziców, jednak ci tak bardzo pochłonięci są pracą by zapewnić jej dobre
życie, że dla niej samej już nie mają czasu.
A ona zostaje sama.
Wzięła do ręki
szklankę i upiła łyk soku, po czym odstawiła go z powrotem na niewielki stolik
tuż obok talerzyka, na którym jeszcze jakiś czas temu były babeczki. Z
zamyśleniem wpatrywała się w zachodzące słońce. Ułożyła się wygodniej na leżaku
i zdjęła okulary przeciwsłoneczne. One również wylądowały na stoliku zajmując
miejsce czekoladowych pyszności, które stały się wspomnieniem. Miała wrażenie,
że każda minuta spędzona w samotności dłuży się w nieskończoność.
Słońce coraz
bardziej zbliżało się do linii horyzontu i z każdą chwilą było coraz niżej.
Wiedziała, że zaraz schowa się za drzewami. Wiedziała też, że już niedługo ten
dzień się skończy. Koniec każdego dnia budzi nadzieję na nowy, lepszy dzień.
Ale czy tak miało być? Nie. Madeline doskonale wiedziała, że nadzieja jest
matką głupich. Nie wierzyła w lepsze jutro. Dzień jak co dzień - myślała.
Podniosła się i zabierając książkę oraz okulary, wróciła do domu.
Zamykając za sobą
szklane drzwi prowadzące na taras, ogarnęło ją chłodne powietrze płynące z
klimatyzatora, sprawiają, że jej ciało przebiegł dreszcz. Przestronny salon z
kamiennym kominkiem i przeszkloną ścianą, jaka oddzielała pomieszczenie od
ogrodu, tonął w półmroku. Nie zapalając światła podeszła i usiadła na kanapie
obitej białą skórą. Cisza napierała na nią z każdej strony, ale nie była w
nastroju, żeby włączyć telewizor, albo choćby radio.
Samotność skłania
do myślenia i tak było zawsze. A jej wydawało się, że nie ma już o czym myśleć.
Spędziła tyle dni i wieczorów sam na sam ze swoimi myślami iż miała wrażenie,
że wyczerpała wszystkie. Przez chwilę bezmyślnie wpatrywała się w niedopałki
drewna w kominku, ledwo widoczne w otaczającym ją półmroku. W końcu wstała i
zrezygnowana poszła na górę, do swojego pokoju, przecinając i zostawiając za
sobą salon o podłodze w białym kolorze, połyskującej w ostatnich promieniach
słońca, które przebijały się przez gałęzie drzew.
Kiedy przekroczyła
próg pokoju, rozejrzała się. I tutaj, ostatnie promienie słońca tańczyły na
pastelowych ścianach i jasnych panelach. Westchnęła i opadła na łóżko. Co to za
życie, w którym ma się za dużo czasu? Co to za życie, w którym masz czas dla
wszystkich i czujesz, że możesz wiele zrobić, jednak świadomość, że nikt nie ma
czasu dla ciebie, skutecznie zniechęca cię do wszystkiego?
***
Zrezygnowana
kątem oka zerknęła na telefon leżący niedaleko niej, po czym wzięła do ręki
czarne urządzenie, żeby po raz kolejny sprawdzić godzinę. Noc minęła, a w jej
pokoju z każdą chwilą robiło się coraz jaśniej i nawet ciemne rolety nie były w
stanie całkowicie powstrzymać promieni słonecznych, które próbowały przebić się
przez materiał, przez co w pomieszczeniu panował przyjemny dla oka i umysłu
półmrok. Kiedy jednym przyciskiem podświetliła ekran telefonu i zobaczyła, że
zegarek wskazuje siódmą rano, jęknęła. Nigdy nie była typem rannego ptaszka i
zawsze wolała spać minimum do dziesiątej, jednak przez całą noc coś nie dawało
jej zasnąć.
W
ciszy jaka panowała w całym domu usłyszała odgłos kroków. To na pewno mama –
przemknęło jej przez myśl. Zawsze wstawała godzinę wcześniej, żeby zdążyć się
„ogarnąć”, ale mimo tego i tak za każdym razem brakowało jej czasu, a potem w
pośpiechu wychodziła z domu zwykle o czymś zapominając. Dźwięk łyżeczki do kawy
upadającej na podłogę wyłożoną błyszczącymi płytkami... Znała te odgłosy bardzo
dobrze. Mama codziennie się spieszyła, a tata raz na jakiś czas upuścił coś na
podłogę. Ich typowa poranna krzątanina.
Madeline
przekręciła się na drugi bok chowając twarz w miękkiej poduszce, chcąc odciąć
się od życia , które toczyło się za drzwiami i od zapachu kawy, który drażnił
jej nozdrza. Tego dnia nie miała ochoty wychodzić z łóżka, choć wiedziała, że
nie uśnie.
Ponownie
zerknęła na telefon, a zaraz potem przeniosła wzrok na laptopa stojącego na
biurku przy oknie. Za każdym razem, kiedy próbowała odpędzić od siebie myśli o
nieznajomym, te wracały do niej ze zdwojoną siłą sprawiając, że w jej głowie
pojawiało się nie tylko miliony myśli na ten temat, ale i setki teorii
spiskowych. Najlepiej by było, gdyby w ogóle nie napisał – pomyślała
zrezygnowana. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej to wszystko
wydawało jej się bez sensu. Skoro ten ktoś ją znał, wie coś o niej, to dlaczego
nie wybrał innej formy zawarcia znajomości?
Westchnęła
głośno. Doszła do wniosku, że to wszystko w ogóle nie ma sensu. Rozmowa na
czacie nie ma sensu. Te huśtawki nastrojów, jakie ostatnio miała też nie miały
sensu. Poczucie osamotnienia? Też nie miało sensu! No bo jaki mogło mieć? Może
i rodzice pracowali ciężko od rana do wieczora, ale z drugiej strony, przecież
nie miała już dziesięciu lat, tylko prawie drugie tyle! Najwyższy czas przestać
użalać się nad sobą. To co było, nie wróci – teraz może być tylko lepiej, ale
nic takiego się nie stanie, dopóki ona sama niczego w tym kierunku nie zrobi.
Leżenie w łóżku przez cały dzień też nie miało sensu, dlatego postanowiła
zebrać swoje „zwłoki” z łóżka i wziąć się w garść.
W
jednej chwili poczuła przypływ energii. Poczuła, że może zrobić wszystko.
Przeciągnęła się, ziewnęła potężnie i przeczesując palcami potargane włosy,
pomaszerowała do łazienki.
Pomieszczenie
przylegające do jej pokoju, odgrodzone jedynie drzwiami, było niewielkie,
jednak urządzone według jej pomysłu i należało tylko do niej. Całość była
zachowana w delikatnych, bladych ale ciepłych kolorach. Płytki, którymi była
wyłożona podłoga, miały blado-żółty kolor i zawierały w sobie drobinki, które
mieniły się w promieniach słońca. Za każdym razem, kiedy na nie patrzyła w
myślach pojawiał się obraz piasku na plaży i tym razem byłoby tak samo, gdyby
nie porozrzucane ubrania. W prawym rogu, najbliższym wejścia, stała toaletka,
na której leżały wszelkiego rodzaju kosmetyki. Co prawda każdy z nich powinnien mieć
swoje miejsce, jednak wszystko porozrzucane było na całej szerokości blatu, a
lusterko umazane było szminką w trzech różnych kolorach, co było pamiątką po
ostatnim babskim wieczorze, kiedy razem z Annie i Caroline wypiły więcej wina
niż powinny. Poza tym pomieszczenie wyposażone było we wszystkie niezbędne
elementy, które powinny być w łazience, a w centrum stała prosta, owalna wanna,
na której wisiał bladoróżowy ręcznik. I szlafrok. I koszulka. I jeszcze kilka
innych części garderoby niemożliwych do zidentyfikowania.
Madd
pokręciła głową. W przeciwieństwie do idealnego porządku, jaki panował w całym
domu, jej pokój i łazienka… cóż, daleko im było do ideału. Jedyny bałagan w
całym tym uporządkowanym i czystym domu był oznaką tego, że ktoś w ogóle tam
mieszka.
Podeszła
do wanny, wzięła wszystkie ubrania i przeniosła je do białego kosza
przeznaczonego na pranie i w jednej chwili wanna znowu była nienagannie czysta.
Odkręciła wodę i wróciła do pokoju po telefon. Zegarek wskazywał ósmą rano.
Nadstawiła uszu, ale nie licząc szumu sowy dochodzącego z łazienki i szmeru jej
oddechu, nic nie słyszała. W domu znowu panowała cisza, a ona nawet nie zauważyła
kiedy została sama. Ponownie zerknęła na urządzenie, które trzymała w dłoni i
bez dłuższego namysłu wyłączyła je. Nie miała ochoty na rozmowy z kimkolwiek,
dlatego wyłączenie telefonu wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Uśmiechnęła
się pod nosem, odłożyła przedmiot na biurko i poszła do łazienki.
Od
zawsze uwielbiała wodę, a długie kąpiele uspakajały ją, odprężały i na swój
sposób pomagały jej oczyścić umysł, w którym nie raz roiło się milion myśli.
Zanurzyła się w wodzie i oparła wygodnie przymykając powieki. Kątem oka zerknęła
na porozrzucane rzeczy. Poczuła, że to jest właśnie ten dzień, kiedy wszystko posprząta
i poukłada, choć nigdy nie przepadała za porządkami.
Pomysł
przyszedł szybko, ale żeby się jeszcze szybciej nie rozmyślić, przyspieszyła
kąpiel i już po kilku chwilach owijała ciało miękkim ręcznikiem w
brzoskwiniowym kolorze, a drugim suszyła ociekające wodą włosy. Wróciła do
pokoju, a swoje kroki od razu skierowała do szafy, która zajmowała sporo
miejsca. Rzuciła ręcznik, którym jeszcze chwilę wcześniej suszyła włosy, na
łóżko i otworzyła drzwiczki, a jej oczom ukazał się bałagan, gorszy niż ten w
łazience. Wyciągnęła ze środka czarne krótkie spodenki i szarą bluzkę na
ramiączkach. W końcu do sprzątania, nic lepszego nie było jej potrzebne. Zanim
się ubrała, szybko zamknęła szafę. Co prawda udało jej się stamtąd wyciągnąć
ubrania, ale nie miała pewności czy reszta nie wypadnie i nie rozsypie się u
jej stóp. Postanowiła, że porządki w szafie zostawi na sam koniec, kiedy upora
się z wszystkim innym.
Im
więcej czasu mijało, tym więcej prac wykonała i po południu wszystkie blaty
błyszczały, książki były równo ustawione, kosmetyki leżały na swoich miejscach,
a lusterko lśniło. Na podłodze nie leżała już żadna zagubiona skarpetka, a na
wannie nie wisiały ubrania. Wszystko było sprzątnięte jak nigdy wcześniej. Madeline
zadowolona z wykonanej pracy, po raz kolejny rozejrzała się dookoła, po czym
westchnęła z zachwytem.
Podeszła
do szafy i ponownie ją otworzyła. Przez chwilę zastanawiała się od czego
zacząć, aż w końcu doszła do wniosku, że takie zastanawianie się nie ma sensu. Wyciągnęła
ręce, złapała niedbale zwinięte ubrania, wyjęła i rzuciła na łóżko. Kiedy już
opróżniła wszystkie półki i miała zabierać się za składanie i chowanie ubrań,
usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiona wyszła z pokoju i zbiegła po schodach,
przez całą drogę zastanawiając się, kto mógł do niej przyjść.
Podeszła
do potężnych drzwi, przekręciła klucz w zamku i nacisnęła klamkę.
-
Nie uwierzysz ile rzeczy udało mi się kupić! – zawołała Annie, kiedy tylko drzwi
stanęły przed nią otworem, po czym zadowolona weszła do środka z kilkunastoma
kolorowymi torbami w dłoniach, mijając szatynkę.
-
Mnie też udało się coś kupić – Caroline wyszczerzyła się, ale zaraz potem
spiorunowała Madd spojrzeniem. – Dzwoniłam do ciebie z milion razy!
Madeline
westchnęła teatralnie zamykając drzwi na klucz.
-
Mi też jest niezmiernie miło, że zaszczyciłyście mnie swą obecnością –
prychnęła złośliwie, na co ruda przewróciła oczami.
-
Daruj sobie wstępy – rzuciła z uśmiechem. – Nie chciałaś iść na imprezę, to impreza
przyszła do ciebie. Biorę wino i idę na górę, a ty śmigaj po kieliszki i coś
słodkiego.
Szatynka
przez chwile patrzyła jak obie jej przyjaciółki wchodzą po schodach i znikają w
korytarzu, a ona sama zabrała z kuchni trzy kieliszki do wina i słodkości,
które udało jej się znaleźć. Potem szybko podreptała na górę, do swojego
pokoju.
-
Niezły pierdolnik!
-
Caroline! – pisnęła blondynka, po czym złapała pierwszą lepszą koszulkę,
zwinęła ją w kłębek i rzuciła w jej stronę. – Nienawidzę, kiedy tak mówisz!
Madeline
zamknęła nogą drzwi, a wszystko to, co ze sobą przyniosła postawiła na niskim
stoliku ze szklanym blatem. Caroline miała to do siebie, że prawie zawsze
mówiła to, co myśli i zdarzało jej się przekląć, co wyprowadzało z równowagi
Annie, która unikała takich słów.
-
Ostatni raz poszłam z nią na zakupy! – zawołała ruda otwierając wino.
Madd zaśmiała się.
-
Mówisz tak za każdym razem – powiedziała dalej się uśmiechając. – I jak zwykle przyszłyście w
najmniej odpowiednim momencie!
-
Kochana, żaden moment nie jest dobry, żeby cię odwiedzić, bo wiecznie masz
bałagan – westchnęła tamta. – Dlaczego miałaś dzisiaj wyłączony telefon? Wiesz jakie
ciacho widziałam? Żałuj, że z nami nie byłaś!
-
O tak! Zobacz tylko co kupiłam! – zawtórowała jej blondynka.
Madeline
wcale nie musiała chodzić z nimi na zakupy, bo za każdym razem obie zdawały jej
szczegółową relację z tego co się działo, kogo widziały, co robiły, gdzie były,
ile razy Annie była w przymierzalni i ile razy nie mogła się na coś zdecydować,
a potem pokazywały jej wszystko to, co udało im się „upolować”. Sama nie
przepadała za zakupami i robiła je tylko wtedy, kiedy naprawdę czegoś potrzebowała.
Wzięła
do ręki kieliszek i upiła łyk wina. Uśmiechnęła się. W wielu kwestiach mogły
się nie zgadzać, ale wszystkie trzy lubiły to samo słodkie czerwone wino. Przez
jakiś czas przysłuchiwała się dyskusji na temat koloru sukienki, który wybrała
Annie i chłopaka, który posyłał jej spojrzenia, ale ona go zignorowała, zbyt
pochłonięta wyborem koloru. W jednej chwili pomyślała o Nieznajomym z czatu, a
serce zabiło jej mocniej. Była ciekawa, czy w jej skrzynce pojawiła się nowa
wiadomość, jednak sama jeszcze nie wiedziała czy będzie kontynuować tą
znajomość, dlatego postanowiła nic nie mówić przyjaciółkom.
Co
prawda przez cały dzień nie miała ochoty z nikim rozmawiać, ale cieszyła się,
że przyszły. Zauważyła, że do tej pory tylko unikała kontaktów z innymi, a
potem narzekała na osamotnienie. Nigdy więcej! – pomyślała i upiła kolejny łyk
wina.
-----------------------------------------------------------------
Dzisiaj mało dialogów, więcej opisów, co mogło być trochę nudne, bo w zasadzie to nic wielkiego się nie działo. Nie jestem jakoś strasznie zadowolona z tego rozdziału, ale żeby przejść do tego, co sobie zaplanowałam, musimy najpierw przebrnąć przez codzienność :D
Ok, to teraz omówmy wszystko po kolei.
Po pierwsze:
Chcę Wam wszystkim podziękować za te wszystkie komentarze, jakie zostawiliście pod ostatnim rozdziałem! Jestem bardzo mile zaskoczona, że tyle ich było!
Po drugie:
Muszę Was przeprosić za te opóźnienia, jakie miały miejsce. Mam ostatnio strasznie dużo do ogarnięcia, a wizja praktyk nie daje mi spać. Dokumentacja, pisanie pracy... Ogólnie mam bardzo dużo na głowie, dlatego następny rozdział pojawi się prawdopodobnie dopiero za 3 albo nawet 4 tygodnie. Wstępny termin to 18 marca, ale może przesunąć się do 25 marca
Po trzecie:
Zaległości na Waszych blogach. Cały czas staram się wszystko nadrabiać, ale na to też trzeba czasu, jednak myślę, że do końca tego tygodnia uda mi się nadrobić wszystko i odwdzięczyć za te miłe opinie, które zostawiliście u mnie :) Proszę Was tylko o cierpliwość. Ja wszystko czytam, ale nie zawsze mam czas na wystawienie komentarza :)
Po czwarte:
Podstrona już w całości jest skończona, więc możecie śmiało zapoznawać się ze wszystkimi zakładkami :)
To tyle na dziś. Dziękuję, że ze mną jesteście i mam nadzieję, że jeszcze długo zostaniecie!
Do następnego razu kochani! :*